wtorek, września 04, 2007

Berlin

Do Berlina przyjechaliśmy przed południem. Szybko znaleźliśmy hostel, sporo odpoczynku i zwiedzanko. O godzinie 14 zbiórka i cztery godziny na rowerkach z przewodnikiem. To był akurat pierwszy wrzesień, byłam bardzo ciekawa czy przewodnik wspomni o rozpoczęciu II Wojny Światowej. Przewodnik był anglikiem i faktycznie dowiedzieliśmy się od niego sporo o historii miasta i jak wyglądał pierwszy września w Berlinie. Opowiadał głownie o czasach z przed I Wojny Światowej, trochę o Hitlerze ale głównie o podziale Niemczech, o ucieczkach na zachód i o Murze Berlińskim.




Ogólnie bardzo nam się podobało. Dlatego właśnie postanowiliśmy wybrać się na kolejny tur, tym razem po pubach, i tu już nie było takiego fajnego klimatu, ba zamiast dwudziestu osób było około setki. Przychodziliśmy więc do pustego lokalu który przez godzinę stawał się pełny, a potem jak wychodziliśmy znowu świecił pustkami, to chyba nie były ulubione miejsca Berlińczyków!


Następnego dnia udaliśmy się do muzeum Pergamon, gdzie dosłownie zostały przeniesione najpiękniejsze fasady antycznych budowli. W jednej sali ołtarz Pargemoński, w innej pałac z Babilonu. Po południu zwiedziliśmy katedrę i wjechaliśmy na słynną wieżę telewizyjną. Wieczorem pyszna, obfita kolacja w restauracji indyjskiej, cudowny klimat, miła obsługa a to co niezjedzone zostało zapakowane i zabrane do hostelu.
To był ostatni dzień naszych wakacji, już nastepnego dnia Finlandia i Tampere



Najpiękniej jest w Polsce

Po wizycie we Włoszech nie zdążyliśmy nawet złapać oddechu. W niedziele jeszcze Rzym, a w poniedziałek rano rozpoczęliśmy kilkudniową wycieczkę po południowo wschodniej Polsce.
Ja i mój luby, Kasia, Jakub, Oleg, Jochen, Lasse, Jari i Mikko. Wycieczka zaplanowana ze względu na przyjazd Finów dała mi trochę do myślenia. Marze o dalekich podróżach a tak mało zwiedziłam Polskę, w tym roku po raz pierwszy pojechałam do Zamościa, w Bieszczady do Poznania, nigdy nie byłam na Mazurach, Suwałkach czy w Gdańsku. Muszę po nadrabiać zaległości. Pewnie kiedy następni goście przyjadą znowu wyruszymy w Polskę, ale nie Kraków czy Warszawa, ale właśnie tam gdzie nie byłam.

Wypożyczonymi samochodami wyruszyliśmy w trasę. Zwiedziliśmy Kazimierz Dolny nad Wisłą, wieczorem pojechaliśmy do Zamościa. Było już bardzo późno kiedy tam dotarliśmy, ale wciąż mogliśmy podziwiać ładnie odnowiony główny rynek. Pospacerowaliśmy po Starym Mieście i potem zjedliśmy wspaniałą kolacje w restauracji. Noc spędziliśmy w stadninie koni w jednym ogromnym pokoju. Ti był taki przerobiony strych nad stajnią. Słychać było parskanie i odgłosy koników jedzących sianko. Tylko Jari cierpiał, bo strasznie go tam alergia męczyła :(.

Nastopnego dnia polskimi drogami dojechaliśmy po ładnych paru godzinach do Ustrzyk Dolnych, nie duża wieś, parę domów na krzyż, ale wszędzie pokoje do wynajęcia (Wszystkie zajęte).
W Bieszczadach pałeczkę nad wycieczką przejął Paweł. znalazł trasy wycieczek i prawdziwe młodzieżowe schronisko Kremenaros. Godzinę później wchodziliśmy już na połoninę Caryńską.
Myślałam, ze ducha wyzionę, Paweł dzielnie mnie wspierał , a ja go motywowałam jakoś weszliśmy na górę. Oczywiście Finowie już dawno byli na szczycie, ale złóżmy to na garb naszego zmęczenia po wycieczce do Rzymu. Poza tym wszędzie były wspaniałe pejzaże kwiatki, motylki do fotografowania, więc wchodziliśmy bardzo powoli. Pogoda cudna, oczy nacieszyć się nie mogły widokami. Wracaliśmy jak kózki skaczące po skałach (no prawie, może jak kozy). Maszerowaliśmy ładnych parę godzin. Po powrocie na knysze po bieszczadzku, pierogi, pyzy i knedle, wybór był duży porcje małe, a potem idziemy się bawić.

Zabalowaliśmy porządnie, do tego stopnia, że wszyscy śpiewali polskiego rocka, nawet nie znając polskiego. Rano okazało się , że niektórzy zgubili buty w tańcu, wszystko się lepi od wiśniówki, chłopaki miny nie wyraźne, a przecież Tarnica na nas czeka!!!

DAMY RADĘ.
Daliśmy, z Wołosatych na szczyt Tarnicy, a potem Szerokim Wierchem do Ustrzyk Dolnych.
To był dzień kiedy doszłam pierwszy raz do moich fizycznych barier. Bolały mnie mięśnie, głowa, ale miałam potrzebę wejścia na tą górę, wymęczenia się do ekstremum, podejście na szczyt i świadomość, że za chwile skończy nam się woda. Resztkami sił wdrapałam się na szczyt (Finowie już byli i właśnie wracali) Potem kilka ładnych godzin o suchym ...
Dobrze, że nam widoki rekompensowały wszystko, było wciąż cudnie, brakowało mi tego bardzo, tych widoków, tego falowania zmysłów. Zapachu gór. Tego wieczoru nie miałam siły już na nic.
Nawet Finowie, Paweł też był jak z krzyża zdjęty. Tylko Kaśka była pełna energii !! Przynajmniej mogę powiedzieć , że jak byłam młodsza, też się tak nie męczyłam. Byłam strasznie szczęśliwa, dobrze mi było takiej wykończonej....

Wracaliśmy przez Solinę, potem Sandomierz, piękne miasteczko. Pan przewodnik , którego przypadkiem załatwiliśmy, albo sam zaoferował swe usługi, już nie wiem jak to było, w każdym razie poopowiadał nam po mieście, ja, Paweł i Jakub staraliśmy się tłumaczyć trochę na angielski.
Muszę przyznać, że sporo się dowiedziałam, mimo, że wszystko trwało może godzinę. Pan przewodnik nie dostał wystarczającego wynagrodzenia, czego nie omieszkał mi powiedzieć, ale machnął ręką i poszedł, albo ja straciłam już poczucie wartości polskiego złotego. Dziwne to było, w każdym razie namówił nas na wyjazd do zamku w Krzyżtoporze. Pojechaliśmy tam już sami, było już ciemno, ale udało nam się wejść! Było super, po omacku chodziliśmy po ruinach pstrykając zdjęcia by oświetlić sobie drogę przejścia. Fajna zabawa, nietoperze latały, nikogo więcej oprócz nas. Niestety nie spędziliśmy tam dużo czasu, ale muszę tam kiedyś wrócić!

Czwórka w Rzymie

Termini

Spotkamy się przed głównym wejściem na Termini (dworzec kolejowy w Rzymie) powiedziałam Pawłowi przez telefon wyjeżdżając z Florencji. Czekał na peronie. Zabraliśmy wszystkie rzeczy i po powitaniu z mamami, pojechaliśmy do naszego mieszkania w Rzymie. Dzielnica nie sprawiała najlepszego wrażenia, ale była blisko centrum i co rano był na niej targ warzywny. Mieszkanie okazało się być bardzo wygodne. Szybka przekąska i jedziemy zwiedzać Wieczne Miasto!!

Rzym 11.08.2007


Panteon
Rozpoczęliśmy od Panteonu, zrobił na mnie ogromne wrażenie, ten dom wszystkich Bogów przez trzynaście stuleci miał największą kopułę świata, dopóki nie wybudowano Katedry Matki Boskiej Kwietnej we Florencji :), pochowano tu między innymi Rafaela. Panteon jest bardzo regularny i jednocześnie wielki. W centrum Kopuły jest wielka dziura, myślałam, ze jest tam szyba, jednak deszcz przez tę dziurę pada, a w podłodze są kanały odprowadzające wodę, wygląda to śmiesznie.

Później spacerkiem poszliśmy do fontanny di Trevi, najbardziej znana barokowa fontanna Rzymu. Fontanna przypomina fasadę budynku. W centrum, stoi Neptun na rydwanie zaprzężonym w dwa konie. Piękny początek wycieczki. W mieszkaniu, w czasie kolacji planowaliśmy kolejne dni.










12.08
Koloseum, Forum Romanum, Palatyn



Do koloseum dotarliśmy dość wcześnie, jednak już kolejka była ogormna, na szczęście mieliśmy zarezerwowane bilety i nie czekaliśmy jakoś bardzo długo. Zwiedzając Rzym, wcześniejsza rezerwacja biletów wstępu jest na prawdę świetnym pomysłem, oszczędza się dużo czasu i można poświęcić się spokojnemu kontemplowaniu sztuki. Do Koloseum dojechaliśmy od strony łuku Konstantyna Wielkiego. Po lewej stronie placu było wejście na Forum Romanum, po prawej

Koloseum, nie było takie wielkie jak sobie wyobrażałam, ale i tak imponujące. zzSpacerowaliśmy po nim przypominając sobie historię starożytnego Rzymu i przybyłych tu Chrześcijan. Koloseum ma kształt elipsy, nie koła, a jego mury są bardzo zniszczone, pewnie byłoby cale rozgrabione i zniszczone dokumentnie, gdyby w XVIII nie zostało uznane za miejsce męczeństwa pierwszych Chrześcijan i objęte opieką. Główna arena budynku jest do częściowo przykryta podłogą z desek, a w drugiej części widać pomieszczenia pod areną. Drewniana podłoga była dawniej przykryta piaskiem ii na niej odbywały się występy.

Po wizycie w Koloseum w upalnym słońcu spacerowaliśmy po Forum Romanum, starając się czytać informacje o jak największej ilości zabytków, a tam prawie każda kolumna była pozostałością po innej świątyni, więc forum było praktycznie całkowicie zabudowane. Trudno po pozostałych ruinach wydobyć piękno tego miejsca, Pomagają bardzo symulacje komputerowe i grafiki, które prezentują Forum Romanum w czasie jego świetności: LINK.


Prosto z Forum Romanum poszliśmy na jedno z siedmiu wzgórz Rzymu - Palatyn. Podobno tutaj zamieszkiwali pierwsi Rzymianie i tutaj wilczyca karmiła Romulusa i Remusa. Później znajdowało się ty wiele świątyń i willi bogatych i wpływowych mieszkańców miasta.








13.08
Watykan
Poradzono nam, aby wybrać się do Watykanu w poniedziałek, kiedy jest najmniej turystów.
Mimo, ze byłyśmy tam według nas dość wcześnie, to przywitała nas 3 km kolejka do Muzeum Watykańskiego! Tu niestety nie można było zarezerwować biletów. Udało nam się trochę wcisnąć w tłum i wejść o dość dobrym czasie do muzeum.
Muzeum, które ufundował papież Juliusz II, umieszczone jest w pałacu Watykańskim, gdzie dawniej zamieszkiwali papieże. Znajdziemy tu dzieła zbierane przez nich przez wiele wieków. Tworzyli dla nich najlepsi artyści świata. Przede wszystkim jest tu słynna Kaplica Sykstyńska z freskami Michała Anioła, pokoje zdobione przez Rafaela. Mnie najbardziej podobała się sala z rzeźbami zwierząt, były tak piękne i dokładnie rzeźbione, ze wyglądały jak żywe.


Po muzeum poszliśmy do grobu papieża Jana Pawła II i grobu św. Piotra, weszliśmy na kopulę katedry św. Piotra, mnóstwo turystów ciasno, piękne widoki ale szybko wróciłam na dół, do samej katedry. Ogromnej, majestatycznej chwalącej wielkość Pana.


14.08
Ostia plaza
Po zwiedzaniu wypoczynek, autobus, metro i kolejka i już jesteśmy nad morzem Tyrreńskim.
Słońce na czystym niebie, ja posmarowana 30 leżę bezpiecznie na leżaczku. Mama i pani Danusia spacerują, Paweł czyta, ja zbieram muszelki, co chwilę jakiś handlarz z drinkami, kokosami, szalikami, sukienkami. Obok kawiarnia i restauracja, musimy przyjechać jeszcze raz :) Wieczorem Piazza Navona, Campo di Fiori, wieczór w Wiecznym Mieście.




15.08
plac Wenecki, Kapitol i muzeum Kapitolińskie.

Po odpoczynku znów rześcy i żwawi wyruszyliśmy na zwiedzanie. Najpierw plac
Wenecki zaprojektowany przez Michała Anioła, potem muzeum Kapitolińskie,
gdzie można zobaczyć słynną wilczycę karmiącą Romulusa i Remusa.
Potem zwiedzaliśmy pomnik wiktora Emanuela II, słynne El Victoriano lub
"tort wenecki", duży biały i zasłania wzgórze kapitolińskie. Ale widok na

Forum Romanum i na całe miasto jest wspaniały!



16.08
Ostia plaża
Nie chcemy uciekać słońcu, wysmarowani już tylko filterem15 twardo leżymy na plaży!

17.08
via Appia

To był chyba najwspanialszy spacer dla mnie, tego dnia czułam się częścią obrazu, niesamowite uczucie, było tak pięknie jak w bajce, szliśmy w upalnym słońcu tą starą, kamienistą drogą, pośród spalonej trawy i wielkich zielonych drzew przypominających parasole, przy drodze ruiny, pomniki, i przebiegający od czasu do czasu poboczem (bez koszulek) spragnieni sportu Włosi.W katakumbach chłodno i sporo turystów, ale na via Appia spokój i prawie pusto. Jaka to odmiana. Po drodze wyszliśmy do kościółka " Quo vadis Domine", upamiętniającego
miejsce gdzie św. Piotrowi pojawił się Jezus i zawrócił go do Rzymu. W kościółku tym jest nawet pomnik Sienkiewicza :).
a potem już tylko spacer w obrazie pt. "Pejzaż włoski".




18.08
Schody Hiszpańskie, park, Plac Wszystkich Ludzi

Spacer rozpoczęliśmy przy schodach Hiszpańskich, urocze miejsce, ale niezwykle zatłoczone, co chwilę jakiś uliczny sprzedawca dochodzi i usiłuje coś wcisnąć, a to kartki, latające plastikowe ufo, pistolet na bańki mydlane, dziwne zabawki, kwiatki, torebki, chusty .... musiałam to z siebie wyrzucić, tak było niemal codziennie.

Później wyszliśmy z zatłoczonych alejek i odpoczywaliśmy w parku Villa Borghese na trawce. Do samej willi Borghese weszliśmy tylko na moment, nie mieliśmy siły na zwiedzanie kolejnego muzeum, tylko spacer pięknym parkiem aż do tarasu widokowego. Z tego miejsca, mogliśmy podziwiać bazylikę św. Piotra, Jana na Laretanie i wiele innych miejsc, które wcześniej zwiedzaliśmy. Piękne zamknięcie wycieczki:) z tym, ze na dole
czekał na nas jeszcze niesamowity Piazza del Popolo czyli plac Wszystkich Ludzi, z dwoma symetrycznymi kościołami bliźniakami, wspaniałym obeliskiem egipskim w centrum i trzema
pięknymi fontannami! Cudny plac.





19.08
powrót

Wycieczka była wspaniała, zakochałam się w Rzymie, piękne miasto pełne słońca, którego mi tak często brakuje na północy. Pełne zabytków, kolorów, owoców,pamiątek, ludzi

Florencja z Mamusią

Florencja z Mama, 08-11.08.2007

Wakacje zaplanowane 3 miesiące wcześniej i wreszcie nadszedł ten dzień. Nie spalam prawie cala noc, rozmyślając o podroży. Wsiadam w samolot o 7 rano z Helsinek do Rzymu, Mama wylatuje o 11.oo z Warszawy. Spotykamy się na Fiumicino i razem jedziemy do Florencji.


Wszystko poszło gładko, wieczorem dotarłyśmy już razem do miasta Michała Anioła. Mimo późnej pory, zostawiłyśmy
tylko rzeczy w hostelu i poszłyśmy na spacer po niemal pustym mieście, nieliczni turyści wracali z restauracji, było cicho, spokojnie, biel fasady kościoła Santa Croce pięknie kontrastowała z ciemną ścianą nieba. Obok na ogromnym cokole stał Dante.





Dzień drugi





Wczesne śniadanko w pobliskiej kafejce, pełnej Włochów pijących
poranną kawę, kaleczone włoskie zdania, by przypodobać się mieszkańcom.

O 9 już jesteśmy pod Uffizi, cztery godziny obcowania z najlepszą
sztuką średniowiecza i renesansu, oglądamy "Wenus z Urbino" Tycjana,
"Narodziny Wenus" i "Wiosnę" (La Primavera) Sandro Boticellego, wiele wspaniałych rzeźb, tylko
gdzie jest David, ups, chyba w innym muzeum (byłam przekonana że w Uffizi).



Po obiedzie w przeciwną stronę, znowu do kościoła Santa Croce. Zdjęcia
przy twórcy Boskiej komedii i do kościoła. Zrobił na mnie ogromne
wrażenie, piękny, bogato zdobiony , ale przede wszystkim pełen
grobowców ludzi o których uczyłam się jeszcze w szkole średniej.
Michał Anioł, Galileusz, Niccolò Machiavelli, spotkaliśmy grupę Polaków z przewodnikiem. Dołączyłyśmy się do nich i dzięki temu zobaczyłyśmy miejsce pochówku Michała Kleofasa Ogińskiego,
którego poloneza "Pożegnanie Ojczyzny", grałam w szkole muzycznej,
nawet pusty grobowiec Dantego, przygotowany dla wielkiego artysty,
wygnanego niegdyś z miasta za poglądy polityczne.

Wieczorem spacerowałyśmy w okolicach mostu Złotników - Ponte Vecchio, na którym są maleńkie sklepy jubilerskie, z przepięknymi wystawami wszelkiej biżuterii. Most ten jest najstarszy we Florencji i tak też wygląda. Spacer zakończyłyśmy na Placu Senatorskim
w restauracji Paszkowski. Podobało mi się, słuchałyśmy włoskiej muzyki na żywo, popijałyśmy drinki. Fajnie tak z Mamą :).




Dzień trzeci

Z samego rana udałyśmy się do Galleria dell'Accademia, aby zobaczyć oryginalnego Dawida,który jest jest przepiękny. Na ekranie obok można było
obejrzeć każdy detal rzeźby, których nie zauważa się z dołu, jak żyły czy
kamień w ręce bohatera. Muzeum nie jest zuże i nic tam nie było już aż
tak interesujące, ale dla samego 5-metrowego Dawida warto pójść!.



Przed południem dotarłyśmy do centrum, do katedry Matki Boskiej Kwietnej.
Florencja jest tak piękna i pełna cudownych miejsc, że chyba trzeba by
ją zwiedzać przez rok, żeby wszystko zobaczyć. Wszędzie pełno zabytków
lub po prostu uroczych kątów, z kafejkami lub małymi restauracjami, w
których warto się zatrzymać. Niestety, miasto jest również
przepełnione turystami i niezmiernie drogie. Wracając do katedry, jest
na prawdę ogromna, wyłożona na zewnątrz piękną, zielono-białą mozaiką.
Wewnątrz ogromna przestrzeń, ale nie ma grobowców, wzrok przyciąga
kopuła, 423 schody i widzimy ją z bliska od wewnątrz, a potem
wspaniały widok na miasto z najwyższego balkoniku.

Po zwiedzeniu Duomo, udałyśmy się do muzeum katedralnego z piękną drewnianą rzeźbą Donatella przedstawiającą starą Marię Magdalenę, także Pieta Michała Anioła, nie ta sławna, inna , nie dokończona, za to z twarzą artysty w postaci św. Józefa. W tym muzeum spędziłyśmy więcej czasu niż przewidywałyśmy, na zewnątrz był straszny deszcz, nie było w pobliżu
nikogo kto sprzedawał by parasole, więc w jednej z sal
kontemplowałyśmy sztukę, siedząc wygodnie na miękkich ławkach przez
dodatkową godzinę.



Późnym popołudniem wybrałyśmy się na spacer na
drugą stronę rzeki Arno, dotarłyśmy nie bez trudu na taras widokowy
Michała Anioła, gdzie na środku stoi brązowa kopia Dawida. Widok z
tarasu przepiękny na całą Florencję i otaczające ją góry.

Wracałyśmy powoli, szukając przy okazji dobrego miejsca na kolację,
znalazłyśmy restaurację z widokiem na most Vecchio, pijąc włoskie wino
rozmawiałyśmy o Florencji i o miejscach, których nie udało się
zwiedzić i o Rzymie, bo już następnego dnia zawitamy do Rzymu.


poniedziałek, lipca 02, 2007

Juhanus 2007 w Vinikaniemi

Największe i najprzyjemniejsze święto w Finlandii - Juhannus, czyli nasze polska noc Świętojańska.

Tutaj wszyscy wyjeżdżają nad jeziora do swoich lub wynajętych domków letniskowych, gdzie przez 3 pełne dni piją i bawią się tak jak umieją.

Nad jeziorami wieczorami i nocą rozpalają wielkie stosy ognia (które płoną tak szybko, ze jeszcze ani razu nie udało mi się zobaczyć czegoś więcej niż pogorzeliska)

W tym czasie w Finlandii miasta pustoszeją. W roku 2006 spędziłam ten czas w Tampere i na prawdę było puściutko, wszystko pozamykane, ogólnie nie było co robić.

W tym roku pojechaliśmy pod namiot na camping niedaleko Tampere, składem wyjątkowo dużym, ponieważ aż 14 osób i 6 namiotów. Grono wyjątkowo międzynarodowe, Polacy ja, Pawel i Iza, której udało się przetrwać święto nie gubiąc gipsu z nogi J, Ewa z chłopakiem i praktykanci z aeisec-u ze znajomymi.

Ogólnie to sączyliśmy piwko i inne trunki, grillowaliśmy, pływaliśmy łódkami po jeziorze, trochę potańcowali co poniektórzy przy fińskiej muzyce biesiadnej, pooglądali zachód i wschód słońca i niedzielnym późnym popołudniem wróciliśmy do Tampere.


Podróż Taty do Finlandii

Tato

Na prawdę trudno mi było uwierzyć, że właśnie kupiłam Tacie bilety do Finlandii.

I nie minęły dwa miesiące a już jechałam po Tatę i Elę do Helsinek.

Ostatnio odkryłam, ze na prawdę bardzo lubię mieć gości, dom staje się wtedy taki dopełniony, może to dziwnie brzmi, ale takie słowo mi właśnie odpowiada.

Pierwszy dzień spędziliśmy właśnie w stolicy Finlandii. Punkt obowiązkowy: kościół w skale, katedra luterańska i stateczkiem na Suomenlinnę. Potem spacerkiem na dworzec I prosto do Tampere. Staraliśmy się, żeby spędzić ten czas jak najprzyjemniej, Finlandia zaoferowała nam piękną pogodę, więc spacerki nad jeziorkami, były codziennością moich gości. Byliśmy razem w Kaupoin saunie, graliśmy w minigolfa, razem robiliśmy japońskie sushi.

W sobotę popłynęliśmy na Vikinsari, gdzie spędziliśmy wiele godzin na opalaniu.

W niedziele spacer do parku w Hatampie. Park kwiatowy, ale kwiatów jeszcze nie było, zakwitną dopiero w lipcu. Za to wszędzie widzieliśmy I czuli bzy, które w Polsce zdążyły już przekwitnąć.

W niedziele wieczorem pogoda zdążyła się już trochę popsuć, poniedziałek i wtorek też był dość pochmurny, ale widoki z wieży w Sarkaniemi wciąż robiły fajne wrażenie.

W środę bladym świtem wyruszyli z powrotem do Polski, a ja wróciłam do domu I zaparzyłam herbatkę I czekałam na kolejnych przybyszów.

poniedziałek, marca 19, 2007

Irlandia Dublin

Muszę przyznać, że ciężko mi się było zdecydować na ten wyjazd, egzamin wkrótce i wyjazd do Polski nie długo, ale pojechałam i nie żałuję! Dublin jest strasznie fajny, tak samo jak jego mieszkańcy. Piątkowym po południem wsiedliśmy w samolot i polecieliśmy do Irlandii.
widzieliśmy platformy wiertnicze na morzu Północnym i góry w Anglii, potem wyspy, półwyspy i cień samolotu odbijający się na lądzie.

Wylądowaliśmy wczesnym popołudniem, tylko godzinkę po wylocie, mimo,że trwał 3 godziny J

Zrobiliśmy sobie spacer przez centrum miasta, bardzo mi się podobało, tylko takie dziwne powietrze, dużo wiatru, źle mi sie oddychało na początku. Potem już prosto do Gosi Zosi i Tomka. Wieczór super, pogoda przyjemna, dobre towarzystwo, spokojnie, dobre jedzenie a Zosia super dziewczyna. Sielanka. Dublin późnym wieczorem rozświetlony, zarysy gór i zapach zbliżającej wiosny przez uchylone okno samochodu.

Potem udało mi się nawet asystować Gosi przy kąpieli maleństwa, muszę przyznać, ze to strasznie fajne maleństwo.

W sobotę pojechaliśmy na wycieczkę, najpierw 20 minut nad morze, na spacer po molo, a potem w góry, a czemu nie. Zjedliśmy obiad w malowniczym miejscu ;Spotkanie rzek; (Meeting of the rivers ). .Pogoda była wiosenna, więc spacerek wzdłuż rzeki był bardzo orzeźwiający (zwłaszcza, że trochę wiało, ja już nie wiem, czy w tej Finlandii jest tak spokojnie, bo ja zapomniałam uczucie przeszywającego zimna z każdym podmuchem.)

W niedziele zwiedzalismy miasto, po kolei katedrę sw Patryka, potem Kościół Chrystusowy (Christ Church) i zamek. W sumie nie zajęło to bardzo dużo czasu J

Zdążyłam się nawet z Jerzym zobaczyć.

Wieczorek spędziliśmy z Królikami, szamając chińszczyznę, która w Irlandii jest dużo smaczniejsza niż w Finlandii. Było na prawdę super miło, dużo dużo bardziej niż się spodziewałam.

W poniedziałek odlot do domu, grr prosto do pracy.

poniedziałek, stycznia 08, 2007

Paris Paris





Udało się, 30 grudnia 2006 roku dotarliśmy do Paryża, wcale nie takimi tanimi liniami, potem tylko 80 km autobusem i nie wiem ile metrem i znaleźliśmy nasze cudowne mieszkanko. Yen już czekał z pysznym chińskim jedzeniem, ogólnie zapowiadało się zwiedzanie Paryża i chińskie jedzenie codziennie codziennie!






La Cite


Zwiedzanie rozpoczęliśmy od najstarszej części miasta La Cite. To tutaj znajduje się Notre Dame i tu spędziliśmy tego dnia najwięcej czasu, katedra jest imponująca, obeszliśmy ją z każdej możliwej strony, uważając tylko by woda nie zleciała na nas z rzygaczy (trochę padało). Potem malutką uliczką dotarliśmy do kościoła Saint-Chapelle z niesamowicie pięknymi witrażami. Tuż obok Consiergerie, kiedyś zamek, a potem więzienie w którym trzymano Robespierre'a i Marie Antoninę.



Sylwester 2007

Dla mnie pierwszy Sylwester poza krajem, przygotowania bardzo długie (nie mogliśmy się zdecydować, co właściwie mamy robić. Poszukiwania klubu rozpoczęte w grudniu zakończyły się jednak sukcesem, znaleźliśmy klub La Scala, bilety zamówione przez Iliesa doręczył jego kolega)
W co by tu się ubrać... w końcu to Paryż, no nie wiem.... i nie wiem gdzie są zdjęcia z samego Sylwestra. Najpierw zdjęliśmy pyszna kolację, chińską oczywiście. Potem spacerowaliśmy po polach Elizejskich, były cudownie oświetlone, tak jak i łuk Triumfalny i wieża Eiffela. Od razu zwróciliśmy uwagę na brak pijanych ludzi. Tyle czasu chodziliśmy po mieście i żadnych zataczających się pijaczków ... i szkła.
Około 23 pojechaliśmy do La Scali. Klub dość stary, ale super zaaranżowany, wielkie czerwone schody prowadziły w dół na sale do tańczenia, trochę jak w klubie z lat 80, trochę klimat kabaretu, ludzie z całego świata (my :)) i bardzo fajna muzyczka!



Nowy Rok

Spanie do 14 i do miasta, tym razem dzielnica artystów -MonteMarte, bardzo mi się podobało, cudownie tylko strasznie dużo ludzi, ogólnie to wszędzie tłum i ogromne kolejki! Ale co tam, za to jakie widoki z Sacre-Coeur!!! Potem spacer wąskimi uliczkami ,chodziliśmy przeciskając się pomiędzy straganami z pamiątkami trzymając się za kieszenie.













Wersal

Ciężko było wstać z samego rana, ale udało nam się dotrzeć do miasta Wersal około 10.00 rano. Pałac widać było już z daleka, na prawdę ogromny i imponujący.
Tak jak kolejka po bilety. Było warto postać, spędziliśmy tam cudowny dzień, był nawet polski akcent. W pałacu tym mieszkała Maria Leszczyńska, żona Luisa XV, króla Francji. Zwiedziliśmy wszelkie udostępnione komnaty, potem kolejką po ogrodach, które nawet w zimie wyglądały na bardzo zadbane. Potem razem z kuzynem Pawełka wybraliśmy się do prawdziwie francuskiej restauracji. Jedzenie było przepyszne, obsługa wspaniała, spędziliśmy cudowne 3 godziny delektując się przeróżnymi francuskimi smakołykami: ślimaczki, muszle św. Jakuba, kacza wątróbka, ostrygi, nereczki i deserki....



Luwr
Kolejka na kilometr, postąpiliśmy bardzo niechlubnie .... jesteśmy w Luwrze.
Cały dzień chodzenia z audio bookami, oczywiście nie zwiedziliśmy wszystkiego i część wystaw po prostu przelecieliśmy, ale to co najważniejsze obejrzane dokładnie i 5 minutowy opis z audio booka wysłuchany. Zastanawia mnie ile godzin zajęło by przejście Luwru słuchając opisu każdego przedmiotu. Może miesiąc :) Muzeum można było również przejść tzw ścieżką wg filmu kod Davinci, specjalny audio book prowadził korytarzami do miejsc opisanych w książce, trochę to było śmieszne i naciągan
e, ale chyba się niektórym podobało :/
Po wyjściu z muzeum spotkaliśmy Johena, który dołączył do nas na kilka dni.
Późnym wieczorem przyleciał z Tunezji Ilies, poszliśmy wszyscy do pięknej dzielnicy, która nie wiem jak się nazywa (obok Panteonu) do arabskiej kawiarni. Pijąc herbatę i paląc sziszę doczekaliśmy zamknięcia knajpy.



Barbes
Nasza cudowna dzielnica, bardzo blisko Montmartre, ale zorientowaliśmy się dopiero pod koniec pobytu. Jeżdżąc wszędzie metrem pod ziemią trudno się czasem zorientować w której części miasta się jest (Plan metra nie odzwierciedla dokładnego położenia stacji. Stacja Montmartre wydawała się mi być dość daleko...).
Tego wieczoru zgubiliśmy się w Barbes . Po zakupach nie mogliśmy znaleźć drogi do domu. Dzielnica ala bliski wschód, mnóstwo maleńkich uliczek pod każdym kontem. Trochę strach iść, ogólnie dzielnica słynna ... z wydarzeń opisywanych w porannych gazetach, ale jak to powiedział Ilies, w Paryżu wszystkie dzielnice są arabskie. W sumie nie narzekaliśmy, było trochę brudno ale nikt na s nie zaczepiał. a mieszkanko miało mały ogródek i było całkiem fajne dla dwojga (W sumie było nas troje czasem czworo)




Wieża Eiffla, rejs Sekwaną,

Leniwy dzień, późno wstaliśmy, zjedliśmy francuskie śniadanie (wyperswadowaliśmy Yenowi robienie nam chińskiego jedzenia i ja, Paweł i Jochen zajadaliśmy się bagietkami z różnymi gatunkami sera, Yen sam jednak twardo dwa razy dziennie pożerał ryz) Potem zwiedzaliśmy muzeum dOrsay, bardzo mi się podobało malarstwo impresjonistyczne, w szczególności lilie wodne ..., Potem zwiedzanie dzielnicy Opera i obiadek u Iliesa i owocki prosto z Tunezji, mniam.
Wieczorem wjechaliśmy na wieżę Eiffla, wszystkie 3 poziomy, fajne widoki, ale strasznie wieje i kupa całujących sie ludzi dokoła, ble.
Romantyczny rejs Sekwana ja Paweł, Jochen i Yen, sielanka.
I romantyczna kolacja w tunezyjskiej restauracji, jagnięcina, mniam
Taki dzień francusko arabski.


zakupy w La Defense, kolacja

Hej ho, na zakupy by się szlo, kupiłam buciki, płaszczyk kupiłam (hiszpański)
Pooglądałam centra handlowe i pojechałam do domu.
Niestety nie czułam sie najlepiej wiec nie pojechaliśmy do Pompidou
Wieczorem kolacja we francuskiej restauracji, ah żabie łódka, smakują jak kurczak, ale nie wyglądają fajnie jak się je je...
Winko i ,... Szakira, taka restauracja dla turystów, ale ok


Pere lachaise i wylot

Rano po pysznym śniadanku pojechaliśmy na cmentarz pere lachaise, był cudny słoneczny dzień, zobaczyłam grób Chopina i Jimma Morrisona, cmentarz całkowicie inny niż cmentarze w Polsce, nawet te stare. Potem pojechaliśmy z Ilyesem do największego meczetu w Paryżu. Wróciliśmy do domku na obiadek, szybkie sprzątano, pakowano i na lotnisko Charles de Gaulle'a.




i Finlandia ...