Po wizycie we Włoszech nie zdążyliśmy nawet złapać oddechu. W niedziele jeszcze Rzym, a w poniedziałek rano rozpoczęliśmy kilkudniową wycieczkę po południowo wschodniej Polsce.
Ja i mój luby, Kasia, Jakub, Oleg, Jochen, Lasse, Jari i Mikko. Wycieczka zaplanowana ze względu na przyjazd Finów dała mi trochę do myślenia. Marze o dalekich podróżach a tak mało zwiedziłam Polskę, w tym roku po raz pierwszy pojechałam do Zamościa, w Bieszczady do Poznania, nigdy nie byłam na Mazurach, Suwałkach czy w Gdańsku. Muszę po nadrabiać zaległości. Pewnie kiedy następni goście przyjadą znowu wyruszymy w Polskę, ale nie Kraków czy Warszawa, ale właśnie tam gdzie nie byłam.
Wypożyczonymi samochodami wyruszyliśmy w trasę. Zwiedziliśmy Kazimierz Dolny nad Wisłą, wieczorem pojechaliśmy do Zamościa. Było już bardzo późno kiedy tam dotarliśmy, ale wciąż mogliśmy podziwiać ładnie odnowiony główny rynek. Pospacerowaliśmy po Starym Mieście i potem zjedliśmy wspaniałą kolacje w restauracji. Noc spędziliśmy w stadninie koni w jednym ogromnym pokoju. Ti był taki przerobiony strych nad stajnią. Słychać było parskanie i odgłosy koników jedzących sianko. Tylko Jari cierpiał, bo strasznie go tam alergia męczyła :(.
Nastopnego dnia polskimi drogami dojechaliśmy po ładnych paru godzinach do Ustrzyk Dolnych, nie duża wieś, parę domów na krzyż, ale wszędzie pokoje do wynajęcia (Wszystkie zajęte).
W Bieszczadach pałeczkę nad wycieczką przejął Paweł. znalazł trasy wycieczek i prawdziwe młodzieżowe schronisko Kremenaros. Godzinę później wchodziliśmy już na połoninę Caryńską.
Myślałam, ze ducha wyzionę, Paweł dzielnie mnie wspierał , a ja go motywowałam jakoś weszliśmy na górę. Oczywiście Finowie już dawno byli na szczycie, ale złóżmy to na garb naszego zmęczenia po wycieczce do Rzymu. Poza tym wszędzie były wspaniałe pejzaże kwiatki, motylki do fotografowania, więc wchodziliśmy bardzo powoli. Pogoda cudna, oczy nacieszyć się nie mogły widokami. Wracaliśmy jak kózki skaczące po skałach (no prawie, może jak kozy). Maszerowaliśmy ładnych parę godzin. Po powrocie na knysze po bieszczadzku, pierogi, pyzy i knedle, wybór był duży porcje małe, a potem idziemy się bawić.
Zabalowaliśmy porządnie, do tego stopnia, że wszyscy śpiewali polskiego rocka, nawet nie znając polskiego. Rano okazało się , że niektórzy zgubili buty w tańcu, wszystko się lepi od wiśniówki, chłopaki miny nie wyraźne, a przecież Tarnica na nas czeka!!!
DAMY RADĘ.
Daliśmy, z Wołosatych na szczyt Tarnicy, a potem Szerokim Wierchem do Ustrzyk Dolnych.
To był dzień kiedy doszłam pierwszy raz do moich fizycznych barier. Bolały mnie mięśnie, głowa, ale miałam potrzebę wejścia na tą górę, wymęczenia się do ekstremum, podejście na szczyt i świadomość, że za chwile skończy nam się woda. Resztkami sił wdrapałam się na szczyt (Finowie już byli i właśnie wracali) Potem kilka ładnych godzin o suchym ...
Dobrze, że nam widoki rekompensowały wszystko, było wciąż cudnie, brakowało mi tego bardzo, tych widoków, tego falowania zmysłów. Zapachu gór. Tego wieczoru nie miałam siły już na nic.
Nawet Finowie, Paweł też był jak z krzyża zdjęty. Tylko Kaśka była pełna energii !! Przynajmniej mogę powiedzieć , że jak byłam młodsza, też się tak nie męczyłam. Byłam strasznie szczęśliwa, dobrze mi było takiej wykończonej....
Wracaliśmy przez Solinę, potem Sandomierz, piękne miasteczko. Pan przewodnik , którego przypadkiem załatwiliśmy, albo sam zaoferował swe usługi, już nie wiem jak to było, w każdym razie poopowiadał nam po mieście, ja, Paweł i Jakub staraliśmy się tłumaczyć trochę na angielski.
Muszę przyznać, że sporo się dowiedziałam, mimo, że wszystko trwało może godzinę. Pan przewodnik nie dostał wystarczającego wynagrodzenia, czego nie omieszkał mi powiedzieć, ale machnął ręką i poszedł, albo ja straciłam już poczucie wartości polskiego złotego. Dziwne to było, w każdym razie namówił nas na wyjazd do zamku w Krzyżtoporze. Pojechaliśmy tam już sami, było już ciemno, ale udało nam się wejść! Było super, po omacku chodziliśmy po ruinach pstrykając zdjęcia by oświetlić sobie drogę przejścia. Fajna zabawa, nietoperze latały, nikogo więcej oprócz nas. Niestety nie spędziliśmy tam dużo czasu, ale muszę tam kiedyś wrócić!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz