I've changed language to English again, cause I'm at home and now far away from Finland, and all my friends there.
niedziela, czerwca 29, 2014
Południowe Indie 2014 - Hinduskie wesele
Może teraz uda mi się napisać trochę więcej, żałuję, że nie pisałam będąc tam, kiedy wszystko było takie realne i intensywne,
z drugiej strony pisanie o podróży teraz, kiedy minęły prawie dwa miesiące pozwala mi trochę do tego wrócić i porozmyślać.
Spodziewałam się, że wesele będzie cudownym doświadczeniem, takie kiedyś było wesele Heli i Iliesa w Tunezji, zastanawiałam się ile będzie podobieństw. Żałuję, że nie opisałam ich wesela, wiem, że się przymierzałam, to teraz Wy niestety nie będziecie mieli porówniania
Chennai, dom rodzinny Saraanana, piątek wieczór - przygotowanie przyszłego Pana Młodego do ceremonii ślubnej.
Dom rodziców Sarana odwiedziliśmy po raz pierwszy, zaraz za drzwiami wejściowymi był dość duży pokój z krzesłami. fotelami, gdzie zbierała się rodzina i przyjaciele, myślę, że nie tylko tego wieczoru, ale zawsze. Ten był szczególny, ludzi było bardzo dużo. Wchodzili i wychodzili, przynoszono drobne prezenty mające symbolizować dostatek. Saran siedział na krześle, przed nim leżały dary: owoce, ryż , różne wonności i "mazidła" . Kobiety z jego rodziny po kolei smarował go pastą sandałową, robiły na nim nią różne znaki, obsypywały go ryżem i odprawiały różne inne rytuały. Ja, jako jedna z ostatnich, jako przyjaciółka Sarana robiłam to samo, miało mu to zapewnić piękność w dniu ślubu i że spodoba się wybrance oraz dostatek. Wszyscy byli tacy weseli i rozradowani, dzieciaki biegały na dole, można było skosztować pysznych potraw na bambusowych liściach. Saran mówił, że podobna uroczystość jest w domu Sharmili i że zwykle trwa to przez tydzień przed ślubem, a nie jeden wieczór. Oczywiście jeżeli on byłby w Chennai, to również rodzina nie pozwoliłaby, aby on nie miał tygodniowych przygotowań!
Kolejnego dnia wieczorem wynajęty był dom ślubny, był to czteropiętrowy budynek, gdzie na parterze witano gości poczęstunkiem, tam i na trzecim piętrze podawano posiłki, natomiast na ostatnim piętrze była sala dla nas chyba balowa. Zaskakujące dla mnie był fakt, ze na około tysiąc osób które przewijały się przez ten budynek tego wieczoru była jedynie jedna toaleta! Było za to osobne miejsca do mycia rąk na odpowiednich piętrach.
Sala była prawie cały czas pełna, goście siedzieli na krzesełkach, lub stali pod ścianami, grał zespół weselny, narzeczeni, pięknie wystrojeni stali na podwyższeniu (jak na scenie) wraz z najbliższą rodziną, ludzie podchodzili rozmawiali z nimi, i tak jakieś pięć godzin. W między czasie można było zjeść obfity indyjski posiłek, napić się kawy, alkohol nie jest popularny na takich imprezach, przynajmniej u nich w rodzinie, nie jest chyba potrzebny. Ten dzień, to było jakby wesele przed ślubem, bo faktyczna ceremonia z kapłanami miała odbyć się następnego dnia rano, tymczasem to czego byłam świadkiem tego sobotniego wieczoru było jakby zapoznaniem się rodzin, zaprezentowanie się wzajemne.
Uroczystość niedzielna to był ślub, już o 10 rano, piękne, tradycyjne stroje, pachnący jaśmin, przeróżne kadzidła, tradycyjna muzyka, oczywiście jedzenie i ceremonia, jakże inna od naszej. Ja byłam zachwycona Panną Młodą, Sharmili wyglądała nadzwyczajnie pięknie, warkocz z wplecionymi kwiatami, indyjska biżuteria we włosach, na rękach henna. Saran na początku w kraciastej koszuli, ja wiem , że on ma duże poczucie humoru i do wielu rzeczy podchodzi z dystansem, ale byłam niezwykle zaskoczona. Dopiero potem okazało się, że to właśnie od żony ma w trakcie uroczystości dostać piękną koszulę, i dostał kurtę, taką inaczej skrojoną elegancką koszulę. Gdy ją założył wyglądał jak bogaty książę z bajki. Wtedy rozpoczęła się sama ceremonia, znowu ryż , kadzidła, kokosy, muzyka, modlitwy, na końcu Saran zawiązał na trzy supełki złoty łańcuch na szyi wybranki i podobno to jest moment, po którym są małżeństwem.
Wszyscy goście zostali poczęstowani lunchem, na koniec obdarowani upominkami i uroczystości dobiegły końca. Dla nas był to początek dalszej podróży.
Wieczorem mieliśmy być już w Pondycherry.
Lokalizacja:
Chennai, Tamil Nadu, India
sobota, maja 17, 2014
Chennai, Mamallapuram, Pondicherry
Indie, Lotnisko w Chennai
Udało się, jesteśmy w Indiach....
Pierwszą książkę o podróżowaniu po tym kraju kupiłam jakieś 8 lat temu i w końcu się udało, muszę przyznać, że głównym bodźcem do tego było wesele Saravanana, kolegi, którego poznałam w trakcie delegacji w Zurichu kilka lat temu.
Pierwszy dzień spędziliśmy we trójkę: ja, Paweł, Saran (Saravanan) oglądając Chennai zza szyb taksówki. Uderzające słońce, tłum ludzki, mnóstwo samochodów, trąbienie sygnalizujące uwaga skręcam, uwaga wyprzedzam, uwaga jadę , uwaga bo wjadę w ..., uwaga zejdź mi z drogi .... człowieku, kozo, krowo.... Tu nie potrzebne są kierunkowskazy, znaki drogowe też nie szczególnie. Liczy się bardzo uważna jazda i wyczulenie na to co zamierzają zrobić inni. Po około godzinie dotarliśmy do restauracji, jak zawsze spragnieni indyjskiego jedzenia, od początku podróży staraliśmy się odwiedzać tylko restauracje dla "lokalsów" i było warto. Południowo-indyjskie jedzenie w całej prowincji Tamil Nadu jest rewelacyjne i według mnie bije Kerale na głowę!
Jedzenia południowo indyjskiego nigdy wcześniej nie próbowałam. Dla Pawła również było nowością. Mamy sporo zdjęć tych przysmaków z przeróżnych restauracji- mam nadzieję, że kiedy je będę oglądać mózg przywoła doznania smakowe raz jeszcze ...
W Chennai mieszkaliśmy w hotelu Leela Palace, po mieście poruszaliśmy się wynajętą na cały dzień taksówką firmy Fasttrack, nie mieliśmy żadnych problemów. Kierowcy płaciliśmy na koniec dnia stawkę firmową i napiwek.
Następnego dnia udaliśmy się do Mamallapuram, leżącego około 30 km od Chennai. Tam zwiedziliśmy jedne z najstarszych hinduskich świątyń. Na tej wycieczce poznaliśmy naszego super kierowce Kumara, który potem pokazywał nam największe skarby południowych Indii.
W Mamallapuram widzieliśmy trzy obiekty, stare, nie duże, ale niezwykle piękne świątynie:
Shore Temple, Pancha Ratchas i Arjuna's Penance. Warto wspomnieć, że wiele świątyń jest zamknięta pomiędzy 12 a 16 godziną, co trzeba wziąć pod uwagę planując podróż. W drodze powrotnej odwiedziliśmy kompleks The Tiger Cave oraz takie zoo tylko z krokodylami z całego świata.
W każdym z tych miejsc przeróżne osoby, wycieczki szkolne oraz rodziny prosiły nas o pozowanie do zdjęć z nimi. Przy okazji mogliśmy trochę porozmawiać z Hindusami, którzy są według mnie bardzo mili, otwarci i chętni do pomocy.
Tego dnia udało nam się także odwiedzić sklep Pothys, z ogromną ilością pięknych sari do wyboru. Nie udało mi się oprzeć i wybrałam sobie tu kreację na wesele Sarana.
Następnego dnia zwiedziliśmy Chennai. Pierwszy raz jechaliśmy autorikszą . Ciekawe przeżycie biorąc pod uwagę styl jazdy kierowców. Tego dnia udało nam się zwiedzić Marina Beach gdzie widać było ogromny brud i biedę ludzi mieszkających w slumsach przy ogromnej piaszczystej, ale koszmarnie brudnej plaży.
Tego dnia zwiedziliśmy jeszcze katedrę Św Tomasza z grobowcem apostoła, a potem hinduską świątynie Kapaleeshwarar. Kolejnego dnia, po ostatnich uroczystościach weselnych wyjechaliśmy do Pondicherry. Akurat w tym miasteczku nie było zbyt wiele do zwiedzania. ale wieczorny spacer po promenadzie nadmorskiej, pełnej ludzi korzystających z paru godzin wytchnienia od upału był bardzo przyjemny.
Marina Beach Chennai |
Lokalizacja:
Chennai, Tamil Nadu, India
Subskrybuj:
Posty (Atom)